Pogoń Szczecin ma wiele rzeczy u siebie – ma fajnych zawodników, ciekawego i zdolnego trenera, nowego właściciela. Nie ma za to jednego – trofeów. Była na to szansa rok temu, którą koncertowo zepsuli z pierwszoligowym rywalem. Pogoń Szczecin nie zraziła się jednak tym niepowodzeniem i po wygranej 3:0 w półfinale z Puszczą znów stanie przed wielką szansą w finale Pucharu Polski, aby 2 maja podnieść trofeum – pierwsze w historii.
To oni w tym meczu byli faworytem. Podopieczni Roberta Kolendowicza, mimo trudnego meczu z Legią, mieli jedno zadanie w Niepołomicach – wygrać z Puszczą i czekać na przeciwnika w finale.
Pogoń Szczecin od razu wzięła się do pracy
Nie minęło nawet pięć minut i już było 1:0 dla Pogoni. Świetna akcja rozpoczęta przez Adriana Przyborka, który następnie wypuścił w uliczkę Kamila Grosickiego. Jego zgranie do środka zostało przecięte, jednak na tyle nieudolnie, że po chwilowym zamieszaniu i próbie ponownego wybicia piłki przez obrońców Puszczy w polu karnym znalazł się Leonardo Koutris. Grek załadował pod ladę i przybliżył „Portowców” do upragnionego celu.
Pogoń miała szczęście i Cojocaru
Tymczasem w 10. minucie wydawało się, że stare demony wróciły. Puszcza otrzymała bowiem rzut karny za zagranie ręką Linusa Wahlqvista. Na szczęście dla nich w bramce stał Valentin Cojocaru, który wyczuł intencję Artura Craciuna i obronił jego rzut karny. Jego trud mógł pójść jednak na marne, ponieważ Rumun otrzymał szansę na dobitkę. Szansę, którą jednak koncertowo zmarnował, posyłając piłkę na wysokość trzeciego piętra.
Co to jest za karny XDDDD#PUNPOG #pucharpolski #puszcza #pogoń #niepołomice pic.twitter.com/80DAAangra
— Typowy piłkarz Ekstraklasy (@typowy_pe) April 1, 2025
Puszcza – Pogoń Szczecin: To był naprawdę godny półfinał
W ogóle musimy stwierdzić, że ten półfinał bardzo dobrze się oglądało. Dużo sytuacji było z jednej i drugiej strony. Swoją szansę miał Kamil Grosicki, ale jego strzał zatrzymał się na słupku. Natomiast po dłuższym zagraniu i po kiepskim wybiciu Leo Borgesa, szansę miał Michalis Kosidis, ale został ostatecznie zblokowany przez Gamboę. W 35. minucie bliski absolutnie cudownego gola był Mateusz Cholewiak. Jednak po jego rogalu piłka trafiła tylko w poprzeczkę.
Co nie wychodziło gospodarzom, szło gościom
Pogoni za to wychodziło wszystko. Mateusz Cholewiak, który jeszcze minutę wcześniej mógł mieć cudownego gola, sfaulował w bocznej strefie szwedzkiego obrońcę Pogoni. W PKO Ekstraklasie to Puszcza słynie z goli ze stałych fragmentów gry. W Pucharze to Pogoń skarciła „Żubry”. Kapitalna wrzutka Rafała Kurzawy wprost na głowę Linusa, którego strzał jeszcze odbił się od słupka i wpadł do bramki. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły – Pogoń ponownie pojedzie na Narodowy.
Puszcza straciła rezon
Zwłaszcza że po drugim golu Puszcza jakby spuściła z tonu. W przedmeczowej rozmowie z TVP Sport trener Tułacz podkreślał, że jego drużyna traktuje półfinał Pucharu Polski jako nagrodę za trudy poniesione w tym sezonie. Oczywiście mówił, że zrobią wszystko, by awansować do finału i to w pierwszej połowie było widać. Ale te dwa stracone gole (przy jednoczesnym własnym pechu, bo tak chyba możemy nazwać te zmarnowane szanse) podkopało ich wiarę w sprawienie sensacji.
Koulouris przypieczętował awans do finału
Tymczasem Pogoń wytrwała (z pewną dozą szczęścia) trudniejsze momenty i sytuacje gospodarzy, dzięki czemu zyskała sporo luzu. W 52. minucie było już po meczu. W szeregach Puszczy robiły się już coraz większe dziury, które skrupulatnie wykorzystywali ofensywni piłkarze Pogoni. Tak właśnie rozpoczęła się świetna akcja środkiem pola i rewelacyjne zgranie na jeden kontakt Ulvestada do Efthymiosa Koulourisa. Grecki napastnik wykorzystał niewymierzony wślizg obrońcy gospodarzy i pokonał Michała Perchela.
Trzy, trzy, trzy! Kulu złoty! 💙❤️👑 #PUNPOG pic.twitter.com/ffzGXnikS6
— Michał Horbaczewski (@MichalHorba) April 1, 2025
Ambicji nie zabrakło, ale Pogoń była za dobra
Nie odmawiamy ambicji ekipie Tomasza Tułacza. Próbowali, szukali dośrodkowań w pole karne, ale za każdym razem kończyło się to w rękawicach Cojocaru albo spokojnym wybiciem przez obronę. Zdawało się, że w tym meczu Puszcza niczym Pogoni nie mogła zaskoczyć. Na wszystko szczecinianie mieli odpowiedź.
To już bliżej gola była Pogoń Szczecin, a konkretniej w ostatniej akcji meczu Patryk Paryzek. Po kontrze napędzonej przez Marcela Wędrychowskiego był o włos od zdobycia czwartego gola. Piłkę z linii wybił jednak wracający stoper Puszczy. Kibice Pogoni, którzy zjawili się na meczu (szacunek dla Puszczy za wpuszczenie grupy kibiców Pogoni, którzy przemierzyli długą drogę), mogli świętować wraz z piłkarzami.
Pogoń Szczecin z nowym właścicielem – czas na zmianę passy
Pogoń Szczecin chciała za wszelką cenę wrócić na PGE Stadion Narodowy i dokończyć niedokończone. Kamil Grosicki słowa dotrzymał. Ten cel udało im się na razie w połowie zrealizować. 2 maja zmierzą się albo z Ruchem Chorzów, albo z Legią Warszawa. „Portowcom” pozostanie zatem tylko jeden, ostatni krok – zwyciężyć w wielkim finale Pucharu Polski i wreszcie zerwać z tą przeklętą łatką klubu bez tytułu.